poniedziałek, 23 lutego 2015

Informacja

    Cześć,  kochane! Miał być w weekend rozdział,  ale ne ma .. i w najbliższym czasie nie będzie. Bo pechowa ja pojechałam na narty i wszystko było dobrze, ale się przewróciłam i nic mi nie było.  Aa następnego dnia było gorzej. Rozpisywać się nie będę.  Złamałam sobie 4 i 5 kręg i ciężko mi cokolwiek pisać.  Do tego jeszcze boli mnie prawa ręka,  więc,  o skocznio, co ja zrobię z moją weną? :D
Cóż zostaje mi nadrabiać Wasze blogi nz telefonie i oglądać mistrzostsa, bo po dzisiejszym treningu czuję,  że będzie ciekawie. Nie tylko dla Polaków!  :*
Pozdrawiam, kochane i życzę Wam dużo weny i czasu. Przepraszam, jeśli nie skomentuję, ale przeczytam na pewno ;)
Bjørghild

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 2.

" Kochać to także umieć się rozstać
Umieć pozwolić komuś odejść, 
nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem."

               
                 Życie nie jest takie kolorowe, jak mi się wydawało. Nie składa się z samych dobrych chwil i pozytywnych uczuć. Czasem stawia nas przed trudnym wyborem i wystawia na próbę. Ale mimo wszystko nie wolno się poddawać i walczyć o swoje.
To, co zrobiłem było najokrutniejszą rzeczą, złamałem Ci serce, którego przecież nie da się skleić taśmą. Potraktowałem obojętnie, a przecież jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Tęsknię za Tobą. Za Twoim uśmiechem, który dodawał mi siły, by wyjść naprzeciw losowi. Za Twoimi oczami, w których ciągle tliły się wesołe iskierki. Za Twoim głosem, który za każdym razem przyprawiał mnie o dreszcze i wywoływał uśmiech. Tęsknię za każdą chwilą, za wszystkim, co robiliśmy razem, za każdym miejscem, gdzie spędzaliśmy razem czas. I za tym, co stało się naszym mottem: "Niech nasza miłość będzie potężna.
Andreas


                          Od tego czasu listy przychodziły codziennie. Zdarzało się, że Nadine dostawała dwa lub trzy jednego dnia. Były pełne bólu- żalu i tęsknoty, podobne do pierwszego, lecz tym razem pisane prosto z serca Andreasa. Niezwykle romantyczne wzruszały ją do łez, ale postanowiła, że będzie silna i nie pozwoli sobie znowu cierpieć. Tak często kusiło ją, żeby chwycić za długopis i kartkę, i odpisać Andreasowi, jednak chciała dotrzymać sobie słowa. Przerwy w korespondencji to weekendy, wówczas Andreas wyjeżdżał na zawody, a Nadine śledziła każdy jego ruch w telewizji. Czuła, że są tak blisko, a mimo to nie mogła być z nim, nie mogła go przytulić. Jedyne, co jej pozostawało, to tylko szczere słowa Andreasa na białej kartce papieru, po perfumowanej ich ulubionym zapachem.
Często widywała się z Marinusem, był dla niej oparciem i kimś, komu na niej zależało. Andreas też spotykał się z nim w każdej wolnej chwili. W obu przypadkach ważną osobą stawał się też Wanki, który był odpowiedzialny za poprawę humoru młodym.

 Marinus Kraus
                    - Marinus- jęknęła Nadine, a ja popatrzyłem na nią pytająco- Dwie kreski.
- To świetnie- powiedziałem i podbiegłem się przytulić, ale jej mina nie wyrażała zadowolenia.
- Dwie, Kraus, dwie- opadła na łóżko obok mnie- Wiesz co to znaczy?
Pokiwałem głową , wiadome, że nie wiedziałem, dlatego wyczekująco patrzyłem na Nadine.
- W ciązy jestem- wyrzuciła i ukryła twarz w dłoniach- I jak ja sobie poradzę?
Nie wiedziałem, nawet nie pomyślałem, że to może być ciąża, ale Wellinger wciąż czeka na odpowiedź od niej i żyje nadzieją. Teraz moja w tym głowa, aby małe Welligniątko miało mamę i tatę.
_ Spokojnie- pogłaskałem ją po głowie- Masz mnie, pomogę ci. I Wanki jest, i Wellinger...
Ale Schumacher chyba nie była pewna, że sobie da radę, po jej policzkach spływały łzy. Łzy bezsilności.
- Nie, Marinus- pokręciła głową i podniosła się do pozycji siedzącej, zrobiłem to samo- Ojciec mnie zabije, wygoni z domu i.. i co ja zrobię?
- Po pierwsze- nie płacz, poradzimy sobie- byłem przekonany, że to, co mówię choć w części podniesie na duchu Nadine- Jest Andreas, on cię kocha. Zamieszkacie razem, kadra fundnie wam nieśmigany domek i wszystko będzie dobrze.
- Nie pocieszasz- mruknęła, ale otarła łzy- Wiesz co, Krausi? Jesteś wspaniały!
Niewiarygodne jak szybko zmienił się jej humor! Uśmiechnęła się lekko i przytuliła do mnie. Kto y pomyślał? Za jakieś 9 miesięcy narodzi się mały Wellinger- Welligniątko. Będzie śliczne po mamusi, a do ojczulka podobny z charakteru. Narodzi się mistrz!

Andreas Wellinger
                       Znów musiałem cierpieć humory Schustera. To  naprawdę denerwowało, uwziął się na mnie i nie daje mi spokoju.
- Wellinger!- ryknął na całą salę- Pedałuj szybciej!
Cała kadra zwróciła na mnie swoje spojrzenia, obrzuciłem ich gniewnym wzrokiem i przyspieszyłem tempa na tym cholernym rowerku. To niesprawiedliwe, że Freund i Freitag mogą sobie odbijać piłką do siatki, a ja- pokonywać kolejne kilometry w tej zasranej siłowni.
- Wank, gdzie Kraus?- znów rozległ się donośny głos trenera, na szczęście nie do mnie.
Oczywiście nikt nie wiedział, gdzie podziewa się Marinus. A jeżeli nikt nie wiedział, to musiałem wiedzieć ja.
-Wellinger stop- nagle zjawił się przy mnie Werner i obrzucił srogim spojrzeniem- Gdzie Kraus?
- A skąd mam wiedzieć?!- odpowiedziałem pytaniem, łapiąc przy tym oddech.
- Przyjaźnisz się z nim idioto!- odkrzyknął trener- Za karę- biegiem go szukaj. Już!
Więc ubrałem się i zacząłem biec w stronę domu Marinusa, przeklinając go przy tym. Tak, jak myślałem, nie było go. Wyciągnąłem więc telefon i wybrałem numer.
- No hej, co się stało?- zapytał jak gdyby nigdy nic, swoim wesołym głosem
- A to, że muszę biegać po całym mieście i cię szukać, bo trener Schuster obwinia mnie za twoją nieobecność!
- No dobra, spokojnie- powiedział mniej wesoło- Przybiegnij do parku.
Tak też zrobiłem. Szczerze mówiąc nie miałem już sił na te męczące treningi Schustera. Uwziął się na mnie, Markus mógł się obijać w nieskończoność, a ten jakby tego nie zauważał, wciąż tylko wrzeszczy"
- " Wellinger! Wellinger!" 
Już na miejscu Kraus macha do mnie rękami z daleka, ale opadnięty nie mam siły biec, więc idę spokojnie.
Moim oczom ukazuje się nie tylko szczerzący, jak koń Marinus, ale także blondynka.
Moja Nadine
- No i co, Wellinga? Na trening! - wrzeszczy, odciągając mnie od tamtego miejsca, a ja oglądam się za dziewczyną. Była tak blisko.
Kraus wciąż papla o jakiś głupotach, więc nawet go nie słucham, ale gdy zadaje jakieś pytanie od razu zwracam na niego uwagę:
- Co ty bredzisz?
- Andi, może grzeczniej- kręci głową, jakbym był co najmniej Geigerem, proszącym o lizaka- W sumie to się nie dziwię, że Werner cię tak męczy.
Przyspieszyłem, a Marinus został z tyłu i krzyczał za mną. Nie wierzę, no po prostu nie wierzę!
Kraus już nie jest takim romantykiem, jak wcześniej.
- A ja się nie dziwię, że nie masz dziewczyny- puszczam do niego oczko i wchodzę do siłowni. Widzę, że Krausi zatrzymuje się i wytrzeszcza swoje oczy, ale po chwili mnie dogania.
- Teraz już wiem, dlaczego mama nie chciała ci kupić psa!
Co.? Co on bredzi, jakiego psa?!

Nadine Schumacher
                            Andreas. Andreas był na wyciągnięcie ręki, widziałam go. Był jakiś smutny, przygaszony. Patrzył na mnie takim wzrokiem, że czułam ucisk w żołądku. Jakbym tylko mogła choć trochę cofnąć czas. Niestety klamka zapadła i już nic nie zmieni mojej decyzji. Postanawiam wrócić do domu i spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Gdy walizka jest już gotowa siadam na łóżku i myślę. Myślę nad tym, jak będę tęsknić za Wankiem i Krausem, dlaczego ojciec mnie tak potraktował i nie chce mi pomóc? Cóż, widać tak musi być, ale poradzę sobie sama. Całkiem sama.
                              Robiło się późno, zbliżał się mój czas. Ubrałam na siebie kurtkę, a walizkę stoczyłam ze schodów. Na szczęście ojca nie było. Zostawiłem tylko małą karteczkę z informacją, że ma to, co chciał. Wygania mnie, więc wyjeżdżam. Napisałam też do Andreasa, żeby nie kontaktował się ze mną. Wszystko skończone. Ruszam w przyszłość, aby zapomnieć o przeszłości. 
Lotnisko
                                Przyjechałam zdecydowanie za wcześnie, pozostaje mi więc tylko czekać i znowu myśleć. Teraz nie jestem pewna czy to jednak dobry pomysł tego wyjazdu, może powinnam zostać i ułożyć wszystko od nowa? Nie, nie, nie. Tam mi będzie lepiej, wszystko będzie inaczej. 
Miły głos poinformował, że pasażerowie mojego lotu powinni udać się do odprawy. Ruszam powoli, nie śpiesząc się, dlatego ląduję na końcu kolejki. Czas mija niezwykle szybko i kiedy już pozostaje kilka osób przede mną, nagle widzę trzy sylwetki, biegnące wzdłuż lotniska.
- Nadine!- Marinus bierze mnie na ręce, unosząc do góry i obracając kilka razy- Będę tęsknić.
Przytulam go bardzo mocno, gdy stawia mnie na ziemię. Jak mi będzie go brakowało.
- Będę dzwonić- mówię mu szybko, próbując tłumić łzy.
- Najczęściej jak się da- uśmiecha się lekko, wydając z siebie kilka słów innym, zmienionym głosem.
- Chodź do wujka Wanka!- krzyczy nagle Andreas, wyciągając ręce i czekając na uścisk.
Przytulam się więc i do wielkiego Wankiego, po czym uśmiecham przez łzy.
- Nadine- słyszę nagle słaby, cichy głos
Przede mną stoi sam Andreas Wellinger. Długo patrzymy sobie w oczy, ja dawniej, a po chwili on przytula mnie mocno do siebie.
Czuję jego ulubione perfumy. Tak je uwielbiałam, tak bezpiecznie czuję się w jego silnych ramionach.
- Proszę, następny- mówi podirytowana pracowniczka, lecz zaraz chłopaki bajerują ją uśmiecham.
- Będę tęsknić- mówi i już nie ukrywa łez.
Chwytam jego rękę i nie chcąc dłużej już tu być, powoli oddalam się, coraz mniej dotykając dłoni Andreasa. Odwracam się jeszcze raz. Zostawiam tu cząstkę siebie. W Wellingerze i w Krausie.
Co ja najlepszego robię?! Kilka łez spływa mi po policzku, lecz macham chłopakom, siląc się na uśmiech. Być może widzę ich już ostatni raz...


♥♥♥♥

Taka oto dwójeczka. Nie wiem, co o niej myśleć, ale Wy komentujcie! ;D 
Dziękuję za liczne komentarze pod pierwszym rozdziałem i tak, jak widzicie Gregora nie ma ;( Obiecałam, ale to w następnym.
Śnieg sprzyja wenie! Ale właśnie nadchodzi odwilż, na nartach nie pojeździ, skocznia się topi, a i ferie się kończą ;(
Dziękuję i pozdrawiam Bjoerghild ;*

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 1.

"Goodbye my lover.
Goodbye my friend.
You have been the one
You have been the one for me"

                         Znasz uczucie, gdy niebo wali się wprost na ciebie? Gdy wszystkie gwiazdy bezlitośnie ranią twoje ciało? Ale jest jeszcze księżyc. Jeśli spadnie i on, to nie podniesiesz się. Bo nie będzie już nieba, ani gwiazd, ani księżyca i słońca. Nie będzie, przynajmniej nie dla ciebie.
A wiesz, jak to jest, gdy ziemia rozstępuje się pod tobą? Jak wpadasz w ciemną przepaść, bo nie wykorzystałeś szansy, jaką dostałeś, bo myślałeś tylko o sobie? Spadniesz na dno i nie wstaniesz. Niebo będzie za wysoko dla ciebie. Nie będzie dla ciebie już ziemi.
A byłeś kiedyś w sytuacji, kiedy życie pękało na miliony kawałeczków? Czułeś tę okropną bezsilność, gdy nie mogłeś naprawić strasznego błędu? Bezsilność, gdy nie wiedziałeś, co zrobiłeś takiego, że to już koniec. Starałeś się naprawić błąd i z całej siły chciałeś, aby było jak dawniej, a mimo najszczerszych chęci nie dało się? Wszystko się da, wystarczy chcieć. Ale muszą pragnąć tego obie strony, bo jeżeli dało się popełnić tak straszliwy błąd, można go też naprawić.
                        Tak czuł się Andreas i Nadine. Siedzieli w pokojach swoich domów, patrząc na zimowy krajobraz za oknem. Z całych sił próbowali nie myśleć o sytuacji, jaka zaszła w ich życiu, ale to było silniejsze. Miłość była jest silniejsza.

Marinus Kraus
                       Siedział w pokoju niegotowy, ubrany w jakieś dresy. Po całym pomieszczeniu walały się kartki zwinięte w kulki lub ich podarte części. Podszedłem do Andreasa powoli, aby nic nie zniszczyć, stawiając kroki po zaśmieconej podłodze.
- Młody, co ty tu jeszcze robisz?- klepnąłem go w plecy, ale on nie zwrócił na mnie żadnej uwagi.- Chodź, trening jest
Jego nieobecny wzrok błądził po ośnieżonych gałęziach drzew, naprawdę nie wiem, co było tak bardzo fascynującego w widoku za oknem, że Wellinger nie mógł oderwać od niego swojej uwagi.
- Andreas...- pociągnąłem jego rękę, jeśli nie chciał zaprzepaścić swojego dobrego, czwartego miejsca w generalce musiał robić wszystko, żeby wyprzedzić rywali.
- Nie chcę- powiedział ochrypłym, niskim głosem. Takim nieandreasowym, a rękę swoją wyrwał z taką siłą, że omal nie upadłem.
- Ale jesteś tak blisko objęcia prowadzenia, w dobrej formie. Nie możesz tak zwyczajnie odpuścić.
- Nigdzie nie idę!- wrzasnął głośno Andi nienaturalnym, pustym głosem, chwytając mnie przy tym mocno za kurtkę. 
Musiałem mieć bardzo przestraszoną minę, bo chłopak spuścił wzrok i zaczął wodzić nim po podłodze
- Przepraszam, poniosło mnie- wyszeptał i odchrząknął.
Zrobiło mi się go tak szkoda, był moim najlepszym kumplem i nie chciałem, żeby przez problemy prywatne zaniedbywał skoki.
- Pogadamy?- zapytałem ostrożnie, jeśli znowu miałby wybuchnąć.
- Przecież masz trening- wymruczał i usiadł zrezygnowany na krześle, jak uprzednio.
- Dla ciebie zawsze mam czas, Andreas. Potrzebujesz pomocy bardziej niż ja treningu.
Uśmiechnąłem się do niego, choć w duchu przeklinałem go za to, jak wszystko spieprzył. Nie tylko  swoje marne życie, ale także tych dwóch, biednych dziewczyn. Były całkowitym przeciwieństwem.
Nadine- roztropna, romantyczna, spokojna, a Silke- brunetka o wybuchowym charakterze, roztrzepana, szalona. I w Fischer dopatrywał się tego, co kochał w Schumacher. Dlatego związek nie potrwał długo, a Welli, który zrozumiał swój błąd zerwania z Nadine, skrzywdził kolejną osobę
- Mów, co jest?- Andreas naprawdę źle wyglądał, a ja z całego serca chciałem mu pomóc.
- Ja... ja ją nadal kocham i .. chcę.. do niej...- zaczął się jąkać, jakby coś stanęło mu w gardle- Muszę przeprosić, Marinus, muszę! To.. mnie niszczy, nie mam, nie mam siły. Ale.. ona mi nie.. nie wybaczy.
I nagle ujrzałem coś, co szczególnie poruszyło moje krausowe serduszko, coś czego w życiu bym sobie nie wyobraził- Andreas płakał.
Andreas Wellinger skoczek narciarski, zajmujący obecnie miejsce w najlepszej piątce PŚ- płakał.
- Andi, nie płacz- objąłem go szybko ramieniem- Napiszemy list.

Andreas Wellinger
                         Nie wiem, co zrobiłbym bez Marinusa. Mimo moich humorów i narzekań on zawsze jest przy mnie i dał mi nadzieję. Jeszcze mogę uratować wszystko, znów będzie, jak dawniej. 
Czuję, jak Nadine przytula się do mnie mocno i przyciska do klatki piersiowej swoją głowę. Wtulam twarz w jej blond włosy, pachnące szamponem poziomkowym. Kochaliśmy poziomki. Pewnego dnia byliśmy na spacerze, wędrowaliśmy wśród łąk i pól, kiedy poczułem zapach poziomek. Pociągnąłem wtedy szybko moją ukochaną i stanąłem przed rowem.
- Co robisz?- zapytała Nadine swoim delikatnym głosem, ale zamiast odpowiedzi przeskoczyłem na drugi brzeg rowu i zacząłem rwać najwspanialsze na świecie owoce.
- Dla ciebie, kochana- wyszeptałem i podałem jej poziomki, a ona w podziękowaniu rzuciła mi się na szyje. Taki prosty gest, a tak ucieszył. Taka zwykła sytuacja, a sprawiła, że po moim policzku znów spłynęły łzy. Bardzo brakuje mi Nadine.
- Andi, słyszysz?- Kraus szturchnął mnie w bok, a ja powróciłem na ziemie, kiwając głową- No to weź długopis, bo czas ucieka.
                           I napisaliśmy list. Właściwie to wyglądało tak, że Marinus mi dyktował, a ja zapisywałem. Dziwię się, że Kraus z tą romantyczną duszą nie ma dziewczyny. List był cudowny, ale to oczywiste, że nie zatrze śladów tego, co zrobiłem. 
Przeczytałem go jeszcze raz, uśmiechając się pod nosem. Jeszcze wszystko będzie dobrze. Musi być.
Marinus szybko zadzwonił do Wanka, wtajemniczając w naszą sprawę i powierzając mu najważniejszą część zadania- dostarczenie listu.
Więc już wkrótce przyszedł zasapany Andreas i odebrał kopertę. Pożegnawszy nas czułem ucisk w żołądku i wielki niepokój. Nie wiedziałem czy wszystko pójdzie zgodnie z planem.


                                  Straciła wszystko, co kochała- mamę i Andreasa. Nie zdawała sobie z tego sprawy wcześniej, bo Welli robił wszystko, żeby o tym nie myślała, żeby nie obwiniała się za śmierć matki, bo znał ją i wiedział, że tak by było. Dzisiaj jej ojciec miał nową kobietę i poza nią i pracą świata nie widział, a Andreas nową dziewczynę. A ona? Czuła się taka niechciana, zostawili ją nawet przyjaciele- Marinus Kraus, Markus Eisenbichler, Karl Geiger i Wanki. Czy była komuś potrzebna, równie dobrze może być z mamą, tam na Górze. W dłoni trzymała ostrą żyletkę, a w drugiej opakowanie tabletek i wahała się, gdy usłyszała dźwięk swojego telefonu. Nie zdawała sobie sprawy, że dzięki temu ktoś uratował ją. Spojrzała w miejsce, gdzie leżał jej smartfon i odebrała.
- Hej, młoda- usłyszała niepewny, jednakże wesoły głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby- Pewnie jesteś na mnie zła, wiem, nie odzywałem się, ale.. ja po prostu się bałem- mówił Marinus już mnie zadowolony.
- Jakbym się mogła na ciebie gniewać, Krausi?- zapytała ze śmiechem, wstając z zimnych płytek. Czuła, że złość na przyjaciela odpuszcza. Żyletkę i tabletki odłożyła na górę szafki i wyszła z łazienki, po czym stanęła przy oknie.
- Słuchaj, wyskoczymy na spacer? Mam tyle nowych wieści!- mimowolnie się uśmiechnęła.
Kraus i Wank byli największymi plotkarami na świecie i znali plotki z całego globu!
- Jasne- rzuciła ze śmiechem, ale nagle zrobiło jej się niedobrze, więc uchyliła okno.
Do pokoju wdarło się mroźne powietrze i wpadło kilka płatków padającego śniegu, kiedy nagle usłyszała dzwonek do drzwi.
- Marinus, przepraszam, ktoś przyszedł. Pogadamy wieczorem- zaśmiał się jeszcze na słowa Krausa i powoli zeszła na dół, gdyż dalej źle się czuła.
- List do ciebie- usłyszała głos, gdy znalazła się się najniższym schodku. Kopertę podała jej 40 letnia kobieta i posłała ciepły uśmiech.
Nadine porwała jej z ręki przesyłkę i nie odwzajemniając gestu ruszyła do siebie. Szybko rozerwała kopertę, a przed nią widniały litery. Tak dobrze znane jej pismo.
♥♥♥♥ 
Wiem, kompletnie zawaliłam ten rozdział! Mi się nie podoba wgl, tylko fragment z poziomkami.. 
Dziękuję Wam bardzo za tak liczne komentarze pod prologiem, bardzo się cieszę, że Wam się spodobał. Tym rozdziałem się nie martwcie następny będzie lepszy. Aa i co do Gregora to na razie go nie będzie, ale następny bądź jeszcze następny już tak. Jesteście kochane jeszcze raz i mam nadzieję, że Was nie zanudziłam zbytnio? :D 
Buziaczki Bjoerghild


środa, 4 lutego 2015

Prolog

" Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi nigdy nie znika"

           Mówił, że będzie zawsze, że kocha mnie najbardziej na świecie, że nigdy nie odejdzie. Dzisiaj go nie ma. Choć dzień jest taki sam, jak tego pamiętnego wieczoru. Było cicho i spokojnie, śnieg lekko prószył, a park tonął w mroku. Szliśmy razem. Za rękę. Czułam jego ciepło i piękny zapach perfum. Przytulił mnie i powiedział, że tak będzie zawsze.
            Był podobny do siebie. Szczęśliwy z tego, co robi. Widziałam, jak skacze, jak cieszy się z wyniku. Cieszyłam się z nim. Mimo, iż słynny Gregor Schlierenzauer uśmiechał się do mnie i odwzajemniłam gest- ja miałam Andreasa. Po konkursie powiedział mi, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Zwyciężył. Ma mnie i skoki.
            Słonce wesoło świeciło, ale śnieg nadal się utrzymywał. Czekałam na dole skoczni i śmiałam się z Marinusem. Wypatrywałam Andreasa, miał właśnie trening, który zbliżał się ku końcowi. Nie wiedziałam wówczas, że mój związek, tak piękny, z nim, też już się kończy. Uśmiechałam się do niego z daleka, ale on był inny. Nie był sobą.
- Przykro mi, ale to koniec- powiedział oschle i minął mnie.
Bez żadnych emocji. A tyle wspólnych chwil przeżytych, tyle uśmiechów, pocałunków i wspomnień.
Teraz nic. Nawet jedno czułe spojrzenie Andreasa i wtedy zrozumiałabym wszystko. Ale nie rozumiałam nic.

♥♥♥♥
Tak oto prezentuje się prolog, który jest wstępem do tego jakże cudownego pomysłu, który wczoraj wieczorem narodził mi się w głowie. Mi się ogólnie podoba, w końcu po czterech podejściach napisania. Stwierdziłam, że napiszę uczucia i może się uda. Czy tak? To już zostawiam Wam. Inna historia o jednej akcji, o przeszłości i przyszłości. Kończę, bo będzie dłużej od samego prologu.
Buziaczki
Bjoerghild